![]() |
Autor fotki nieznany, ale utalentowany |
Inwigilowali się na wzajem drinkami i wyżerkami.
![]() |
Foto: spotted |
Dla kamuflażu rozpyli nawet mgłę nad Warszawą. Brzóz nikt nie przyniósł.
![]() |
Fotka: Justynides |
A nad wszystkim czuwała szefowa wszystkich szefów: blogita mamita.( Ilona wielkie dzięki :] )
![]() |
Fotka od Vlogerki Klaudi |
Nie będę nawet pisał, że było zacnie, wesoło, wybornie. To się zrobił standard.
A teraz uwaga, wiekopomna chwila. Print screeny przyszykowane? Napiszę coś na serio i od serca. O ile je mam.
Wiecie za co najbardziej uwielbiam blogerskie imprezy Ilony? Nietrudno zgadnąć, że za alkohol, towarzystwo pięknych kobiet i fajnych kolesi, ale prawda jest taka, że to jest to dla mnie dodatek, taka wisienka na torcie, którą można mieć na każdej imprezie. A tym tortem jest atmosfera, którą tylko blogerzy mogą wytworzyć. Dlaczego? Ano dlatego, że blogerzy są najbardziej narażoną na tak zwanego hejta grupą użytkowników internetu. Robią coś z pasją, często z miłości do słowa i notorycznie dostają po uczuciach od sfrustrowanych anonimów. Nie bez powodu to właśnie blogerzy wymyślili hasło "haters gona hate, blogers gonna blog". Każdy bloger słyszał o przypadkach, gdy ludzie przestawali blogować po ciężkim hejcie. Każdy bloger na własnej skórze to odczuł i przeszedł mniejszego lub większego doła. I wiecie co? Przez te doświadczenia uczestnicy tych imprez nie mają problemu z zostawianiem swojego własnego hejta przed drzwiami, za którymi jest spotkanie. Takie doświadczenia sprawiają, że blogerzy są, po prostu, trochę lepszymi ludźmi.
I, cholera, po cichu mam nadzieją, że ja też. Ja, Bloger.