-A jak tam po ślubie z Marią Magdaleną, wszystko gra?
-Tak, jest spoko
-Spoko? Ostatnio było zajebiście.
-No bo wiesz, cholera, trochę w łóżku nie tego.
-To nie robicie tego na okrągło?
-No właśnie robimy. I w tym problem, bo ona się zmieniła. Przestała dbać.
-No ale tak ogólnie, czy coś konkretnie?
-Ogólnie. To znaczy prawie nie goli nóg. A do tego to moja wina
-Ale że jak to?
-No bo była przeziębiona i taka smutna i mnie zapytała, czy wciąż ją pragnę, a ja na to żartuje, że nawet z nieogolonymi nogami jej pragnę, coby jej nastrój poprawić. Kolega mi mówił, że trzeba dbać o potrzeby emocjonalne partnerki, więc dbałem. I teraz mam takie nieogolone badyle, a powiem ci, że na samą myśl mi się odechciewa. Nie wiem co z nami będzie. Już ją widzę wiecznie w papilotach i starym szlafroku.
- Rozumiem cię stary.
Tydzień później wpadam do Marii, zwanej świętą, na kawę. Lubię kawę i lubię Marię. Rozmawiamy poważnie (* bo ja przecież nie plotkuję) o uwodzeniu i słyszę:
- O, a mnie tak dobrze, mój misio mnie akceptuje taką jaką jestem.
Ano akceptuje. I sypia coraz rzadziej. No, ale to taka faza związku ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz